niedziela, 19 marca 2017

Autoterapia

Od kilkunastu lat zmagam się z depresją, tj. ponad połowę mojego życia. Uświadomiłem to sobie dopiero kilka dni temu. Postanowiłem coś z tym zrobić, wyzdrowieć, przestać wreszcie cierpieć i zacząć żyć, wykorzystywać w pełni swój potencjał, podejmować świadome, zdrowe, dojrzałe decyzje. Chcę widzieć świat takim, jaki jest, a nie postrzegać jego urojony czarny i posępny obraz. Pisanie na tym blogu ma być dla mnie częścią terapii. Teraz złożenie kilku słów w zdanie przychodzi mi bardzo ciężko. Każda wypowiedź wydaje mi się nielogiczna, poszarpana, byle jaka, nieadekwatna do tego, co chcę przekazać. Spadłem na dno – 37 punktów w skali Becka i bardzo chciałbym się z niego wydostać, ponieważ chcę w końcu zacząć funkcjonować normalnie!
Moja depresja pojawiała się i znikała, łagodniała, po czym nawracała z jeszcze większą mocą. Była jednak zawsze, od momentu pierwszego wystąpienia w okresie dojrzewania. Romantyczne lektury, smutna muzyka, niespełniona miłość, problemy w domu – to wszystko było jej pokarmem. Hodowałem ją, hołubiłem, wmawiając sobie, że przecież taki stan permanentnego smutku jest czymś naturalnym dla geniusza, za którego się uważałem.
Czuję się teraz słaby i obnażony, kiedy to piszę. Podaję siebie na tacy. Mam zamiar opowiedzieć o swoich najskrytszych tajemnicach, lękach i słabościach i trochę się tego obawiam. Boję się odrzucenia, krytyki, dobrych rad, napiętnowania. Wstydzę się tego, że przez kilkanaście lat kompletnie nie radziłem sobie ze swoim życiem i nie wpadłem na to, że to zwykła depresja i powinienem po prostu się z niej wyleczyć.
Pojawiała się i znikała. Rok temu, dokładnie rok temu, czułem się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, ponieważ spędzałem czas z miłością swojego życia. Wszystko zepsułem. Wszystko zepsuła moja depresja. Wystraszyła się tego, że mogę być naprawdę szczęśliwy, a ten strach popchnął mnie do podjęcia fatalnych decyzji, przez które raz na zawsze utraciłem tę kobietę.
Często o niej myślę. Bardzo ją zraniłem i rozumiem, że nie chce ze mną rozmawiać, że nie odpowiedziała na mój ostatni mail. Jednocześnie wydaje mi się to bardzo niesprawiedliwe, że ona nie wie, nie ma kompletnie pojęcia o mojej depresji, bo niby skąd, skoro ja dowiedziałem się o niej zupełnie niedawno.
Chciałbym wyzdrowieć i otrzymać od niej drugą szansę. Trochę tak jak w „Pamiętniku pozytywnego myślenia”. To nie znaczy, że zdrowieję dla niej, zdrowieję przede wszystkim dla siebie. Sam dla siebie powinienem być najważniejszy, bo przecież nikt nie może zatroszczyć się o mnie w takim stopniu, w jakim ja sam mogę to zrobić.
Zastanawiam się, czy moje pisanie ma dla kogokolwiek jakikolwiek sens. Pewnie nie. Ważne, że dla mnie ma. Nawet, jeśli pies z kulawą nogą tego nie przeczyta, ważne jest to, że piszę, że podejmuję jakąś aktywność, zmuszam się do działania i piszę. Składam swoje myśli jak rozrzucone po całym mieszkaniu puzzle (w dodatku spaniel zjadł jeden) w jedną całość i to jest najważniejsze, to jest element mojej terapii.
Zawsze brakowało mi systematyczności... Chwila. Zaczęło mi brakować systematyczności od momentu, kiedy w moim życiu pojawiła się depresja. Wcześniej byłem bardzo systematyczny, konsekwentny i sumienny. Później to kompletnie się zatarło. Rozpoczynałem coś tylko po to, by po jakimś czasie – krótszym lub dłuższym – zupełnie się tym znudzić albo śmiertelnie się tego wystraszyć i porzucić raz na zawsze.
Boję się, że z tym blogiem będzie tak samo, że po tygodniu umrze, jak wszystko, co ożywiałem na przestrzeni moich smutnych dziejów. Najważniejsze niedokończone rzeczy to: studia, dwie firmy, powieść, kurs angielskiego, szóstka Weidera, lektura kilku książek. Chcę odzyskać swoją systematyczność, zacząć znów móc polegać na sobie. Teraz nie ma na to szans. Mogę coś sobie obiecać, zaangażować się, a kiedy przyjdzie spadek nastroju kompletnie to olać, ponieważ nie będę w stanie nawet podnieść się z łóżka.
Chyba wystarczy na dziś. Jeden wielki chaos. Kilka niepowiązanych ze sobą kwestii. Dawno nie pisałem. Jestem dziś totalnie roztrzęsiony. Niepoukładany. Mam tremę przed pisaniem dla teoretycznych czytelników. Potrzebuję się przyzwyczaić, przezwyciężyć strach, wówczas zacznę lepiej układać słowa, mniej chaotycznie. Przestanę myśleć o tym, jaka będzie reakcja tego, kto to przeczyta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz